Kiedy w końcu zwlekłam się z łóżka, poczłapałam od razu do łazienki.
Po porannym prysznicu już bardziej rześka, z głową pełną pomysłów na rozpoczety dzień, poszłam po ubranie. Szperając w szafie, zostałam zaatakowana przez wysypujące się ciuchy męża…kiedy spadła mi na głowę ostatnia koszulka, moje oczy zapałały rządzą mordu, zacisnęłam mocniej pięści i starałam się opanować narastającą frustrację.
- czas na generalne porządki - wysyczałam
- cooooo? – zaskoczył mnie ziewający mąż – co, moje ciuchy robią na ziemi?
Para z uszu to mało, czerwień na twarzy także, gdyby nie wczesna pora i to, że maluchy spały chyba wrzaskiem rozniosłabym mieszkanie.
- dzisiaj masz zaplanowany dzień – powiedziałam tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- a to dobrze – opowiedział małżonek – a jak już się obudzę, bo jeszcze planuje iść spać – zakomunikował - to mam nadzieje, że ten wiedźmowaty wyraz zniknie z twojej twarzy.
Zagotowałam się, mąż był jednak szybszy i uciekł przede mną. Cóż zostałam sama odkrywając nagle, że wcale a wcale się nie wyspałam wręcz przeciwnie nagle dopadło mnie tak silne zmęczenie, że zapragnęłam się położyć. Tym razem nie walczyłam poporstu poddałam się potrzebie.
Sen jest zdrowy, sen leczy, sen uspokaja...
Zanim dobrze się przebudziłam, dotarł do mnie zapach
parzonej kawy i grzanek z serem.
- Już wstałaś – zapytał mąż – to dobrze, zrobiłem śniadanie.
Moje oczy z zaskoczenia, przybrały kształt pięciozłotówek, ale że głód porządnie oplótł łapska na żołądku, powiedziałam – w takim razie już się nie mogę doczekać, a co zrobiłeś?
Tym razem to mąż zrobił wielkie oczy
- no – zaczął niepewnie - ale ja zrobiłem śniadanie dla dzieci
- a ta kawa… - zapytałam w akcie rozpaczy
- no dla siebie zrobiłem, bo przez twoje poranne wybryki się nie wyspałem.
Po tych słowach moja głowa bezwiednie opadła na łóżko, a w myślach kołatało się, „dlaczego ja, dlaczego!!!”
Wstałam z chmurą gradową nad głową.
- No co, chyba się nie gniewasz, przecież spałaś!- Niee – wysyczałam i tupiąc skierowałam się do łazienki. Po drodze, nie zauważyłam jednak nocnika mojego synka i z całym impetem uderzyłam o niego nogą wylewając cześć jego zawartości na kafelki. Tracąc przy tym równowagę moja noga pojechała kawałek i … gdyby nie refleks męża na pewno mocno bym się potłukła.
- no widzisz – powiedział triumfalnie małżonek - teraz spróbuj być na mnie zła, uratowałem Cię!
Opadłam z sił...
I jak ja mam nie zwariować? Mam trzech facetów w domu, ba nawet kot jest „facetem”!
- Mam też dla ciebie dobrą wiadomość – dodał po chwili stawiając
mnie do pionu – poukładałem ciuchy w szafie i zaraz zrobię dla ciebie sniadanie i kawę.
patrząc na ostatnie zdanie to nie jest tak źle ;)
OdpowiedzUsuńŹle nie jest ale czasami mogłby wykazać się jakąkolwiek inicjatywą :D
UsuńFajny ten Twój mąż. Już się tak nie złość, bo złość piękności szkodzi :)
OdpowiedzUsuńtaa fajny :) A mnie to już nic nie zaszkodzi hehe
Usuńprzynajmniej jest ciekawie. uwierz nuda i monotonia to najgorsi wrogowie :D
OdpowiedzUsuńojej, zupełnie jak mój!!!;)
OdpowiedzUsuńhehe pewnie nievvjeden "stawia" opór - pozdrawiam!
UsuńOj tam, kochany jest. Myślę że nie każdy nawet po powiedzeniu wprost by te ciuchy poukładał, czy śniadanie podał, no i dał Ci pospać zajmując się dzieciakami, nawet jeśli nocnik nie został sprzątnięty. Doceń, stara się.
OdpowiedzUsuńZapraszam: http://bylojuzwszystko-zawszebedziewiecej.blogspot.com/