UWAGA!

Przedstawiane na blogu treści mają charakter informacyjny i często subiektywny. Zdjęcia jak i teksty na stronie są mojego autorstwa i podlegają ochronie prawnej! Autor nie ponosi odpowiedzialności za działania czytelników, ani żadne konsekwencje wynikłe z zastosowania podanych tu pomysłów oraz technik. W razie wątpliwości skontaktuj się ze specjalistą.

Nie ufaj facetowi!

- przypilnujesz ziemniaki, za 10 minut powinny być gotowe – krzyczę przez uchylone drzwi łazienki
- tak przypilnuję – odpowiada mój ślubny
- tylko pamiętaj, bo ja idę wziąć kąpiel.
- ok., ok!

Relaks w wannie z pięknie pachnąca, delikatną pianką, przy świecach migoczących i rzucających cienie na ścianę… – tak - zanurzyłam się głębiej pod wodę -to jest właśnie to, czego było mi trzeba.
Niech świat się wali, ja mam parę minut prawdziwej przyjemności. Nikt mnie nie goni, nikt nie krzyczy, w domu panuje cisza.
Relaksując się, zatraciłam poczucie czasu, ale chwilę, bardziej pasowałoby tu stwierdzenie, że chciałam je zatracić!
Moja idylla trwała by pewnie jeszcze dobre kilka minut, dając mi wiele przyjmości, gdyby coś jej nie przerwało.
To coś było okropnym smrodem i przypominał pieczone na ogniu ziemniaki.
Zerwałam się, czym prędzej, otuliłam ręcznikiem. Niestety przy wyskakiwaniu z wanny obiłam udo o kant murka, i sycząc przekleństwa pod nosem wybiegłam z łazienki!

Wody w garnku nie było, ziemniaki powoli przypominały węgielki, garnek chyba nie do uratowania, smród unoszący się w moim wypielęgnowanym i wypachnionym chwilę wcześniej mieszkaniu poszedł w zapomnienie, za to do moich uszu dobiegło błogie chrrrrrrrrrr – chrapanie podłego śpiocha, który dostał po głowie poduszką za taki brak wyobraźni.
- oszaleje z tobą, gdzie byś głowę nie przyłożył to śpisz, chłopie do szału mnie doprowadzisz! – zagotowałam się ze złości
- no przysnęło mi się – tłumaczył mi zdezorientowany małżonek – rany, co tak śmierdzi
- co tak śmierdzi ? – wrzasnęłam – jeszcze się pytasz? Zobacz jak wygląda mieszkanie, siwy dym a ten garnek będziesz mi odokupować!

Cisza.
Krótka cisza, którą przerwał nasz wybuch śmiechu.
- no, co najmniej jakbyś w przedszkolu była.
- ej ty się nie śmiej, to poważna sprawa! Przez twoją głupotę mogło się coś stać.
- oj tam, na szczęście ty zawsze jesteś na straży – ironizował otwierając jednocześnie okno - to jak, co dzisiaj jemy na obiad?

No i jak tu być spokojnym, kiedy masz przed sobą osobnika, którego udusiłabyś gołymi rękoma - wysuszę włosy mój drogi pozbawiony rozumu małżonku i możemy gdzieś pojechać?
Mina męża bezcenna.
- zepsułeś to, nad czym się trudziłam to teraz musi być rekompensata.
Burknął sobie coś pod nosem i zajął się sprzątaniem.

A więc… niedzielne popołudnie spędziłam w przyjemnej tajskiej restauracji.
Klimacik tego miejsca bardzo mi się spodobał, jedzenie było wyśmienite a my mając pełne brzuchy tryskaliśmy dobrym humorem.

11 komentarzy:

  1. wszystko dobre co się dobrze kończy:) pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba kant murku? czy rand?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha dobrze ze stoisz na strazy :) miało byc kant :)

      Usuń
  3. :D alez historia :D no tak zostawić faceta z wodą to i tak przypali ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ma tego złego... Skąd my to znamy?? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) ano niestety, kobieta zawsze musi byc czujna :D

      Usuń
  5. Jakbysmy my gotowali, to kuchenka sama wylaczalaby sie po nastawionym czasie. Ja mam taka. :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) no widzisz ja takiej nie mam i w związku z tym czasami muszę polegać na ... mężu :)

      Usuń
  6. wesoła historia, uśmiałam się :) faceci to inne, dziwne stworzenia, zdecydowanie! :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za twój komentarz i zapraszam ponownie!