♥ ♥ ♥
UWAGA!
Przedstawiane na blogu treści mają charakter informacyjny i często subiektywny. Zdjęcia jak i teksty na stronie są mojego autorstwa i podlegają ochronie prawnej! Autor nie ponosi odpowiedzialności za działania czytelników, ani żadne konsekwencje wynikłe z zastosowania podanych tu pomysłów oraz technik. W razie wątpliwości skontaktuj się ze specjalistą.
Pani Króliczka
Kochani żeby tak jakoś smutno tego sierpnia nie kończyć, wrzucam dokończoną przed chwilą Panią Króliczkę, stworzyłam ją aby Panu Ka nie było smutno ;)
O wymiankach i naciągaczach
Każdy wie, że nie brakuje oszustów i naciągaczy, na co dzień więc ma się na baczności.
Co innego jeżeli chodzi o tzw. blogosferę...
Mimo, iż większość z nas nie zna się w rzeczywistości, to utrzymujemy pewne konwenanse, korespondujemy, wymieniamy się naszymi "wyrobami"- słowem - obdarowujemy drugą blogerkę zaufaniem!
Są jednak ludzie, którzy naruszają obowiązujące zasady, ale od początku zacznę od tzw wymianek.
Wiele z blogerek bierze w nich udział, sama uczestniczyłam w kilku, w większości po otwarciu paczki towarzyszyły mi miłe doznania.
Powinnam chyba dodać NIESTETY w większości bo nie przy wszystkich. Przy dwóch poczułam się jednym słowem oszukana i mimo, że paczka dotarła jakość wykonania, tudzież jej zawartość, mocno mnie zniesmaczyły.
W jednej znalazłam 2 cukierki, 2 torebki herbaty smakowej, sznurek - brudny (chyba wyciągnięty od męża z garażu) 7 guzików od jeansów 8| oraz 1 haftowana podkładkę pod kubeczek ot finito. W paczce nr 2 z kolei, dwa kawałki materiału ze ... ze starej mocno już spranej pościeli - ludzie czy wy myślicie że ktoś się nie zorientuje, że nie widać, że to używane... wywaliłam od razu do śmieci, dalej znalazłam serwetę i 3 malutkie kwiatuszki zrobione na szydełku - z ciekawości zapytałam koleżanki która potrafi szydełkować ile zajmuje zrobienie takich kwiatuszków stwierdziła, że ok 5 minut :( moje lale czy króliki które wysłałam tym Panią zajęły mi ok 4 - 6 godzin pracy, czasu który poświęciłam kosztem innych obowiązków a także odpowiedniego nakładu pieniężnego na materiały i przesyłkę.
Sprawa numer dwa - Współpraca!
Współpraca przez co poniektóre osoby rozumiana jest w sposób dość zabawny w skrajnych przypadkach wkurzający.
Parę miesięcy temu pewien Pan proponował mi współpracę na zasadzie testowania produktu, owszem były wielkie deklaracje na których się skończyło po tym jak powiedziałam, że za darmo (wysłaniu kilku mini próbek), to ja nic mu na swoim blogu nie umieszczę.
Potem napisała Pani, która chciała przesłać mi produkty do testowania, po kilku mailach gdzie ustaliłyśmy "zasady", zostałam poproszona o podanie danych do wysyłki i na tym nasza współpraca się zakończyła - ot uważajcie na naciągaczy wyłudzających wasze dane!
Kilka razy w ostatnim czasie zdarzyło mi się także być zachęcanych do współpracy z blogerkami.
Panie te pisały o obustronnej korzyści czyli nowych obserwatorach, zwiększeniu liczby "kliknięć" itp itd jaka wyniknie z tego, że stanę się sponsorem nagrody :) w ICH konkursie.
Oczywiście zyskam nowych obserwatorów pod warunkiem, że zechcę aby Panie wspomniały o mnie w organizowanym konkursie!
Dodam wam, że po wejściu na te "korzystne" blogi ujrzałam ok 2 - 3 wpisów dodanych w odstępie miesiąca, wpisy o niczym konkretnym a kiedy "rzuciłam" okiem na osoby obserwujące zobaczyłam magiczną liczbę "naście" rachunek korzyści wydaje się prosty :)
Sprawa numer trzy - proszę, jestem biedna i mnie nie stać!
Takie maile w ostatnim czasie nabrały na sile, nie wiem co kieruje ludźmi, piszącymi abym im przesłała jakąś z moich prac za darmo! Nie wyobrażam sobie, żebym ja sama napisała takiego maila do kogokolwiek.
Przecież TEN PRODUKT jest wynikiem kilku godzin wytężonej pracy a także nakładu pieniężnego, w końcu czarodziejką nie jestem materiałów do produkcji sobie nie wyczaruję!
Rozumiem, ze ktoś jest biedny i nie może sobie pozwolić na pewne zakupy ale skoro nie może to alternatywą są np organizowane na blogach zabawy, można w nich wygrać naprawdę ciekawe rzeczy ale wiecie, mnie się wydaje, że te osoby bazują na współczuciu w zabawie jest trudniej wygrać bo w końcu startuje kilka osób ale jak już sie napisze takiego maila moze serce twórcy zmięknie i coś wyśle?
O wspomnianych wyżej sprawach pisały też inne blogerki zapraszam was do poczytania - tak, ku przestrodze!
Kinga z Piecuchowa
Asia z Fabryka małych rzeczy
Ewelina z Moja twórczość
jeżeli ktoś jeszcze dajcie linka wrzucę pod post!
Co innego jeżeli chodzi o tzw. blogosferę...
Mimo, iż większość z nas nie zna się w rzeczywistości, to utrzymujemy pewne konwenanse, korespondujemy, wymieniamy się naszymi "wyrobami"- słowem - obdarowujemy drugą blogerkę zaufaniem!
Są jednak ludzie, którzy naruszają obowiązujące zasady, ale od początku zacznę od tzw wymianek.
Wiele z blogerek bierze w nich udział, sama uczestniczyłam w kilku, w większości po otwarciu paczki towarzyszyły mi miłe doznania.
Powinnam chyba dodać NIESTETY w większości bo nie przy wszystkich. Przy dwóch poczułam się jednym słowem oszukana i mimo, że paczka dotarła jakość wykonania, tudzież jej zawartość, mocno mnie zniesmaczyły.
W jednej znalazłam 2 cukierki, 2 torebki herbaty smakowej, sznurek - brudny (chyba wyciągnięty od męża z garażu) 7 guzików od jeansów 8| oraz 1 haftowana podkładkę pod kubeczek ot finito. W paczce nr 2 z kolei, dwa kawałki materiału ze ... ze starej mocno już spranej pościeli - ludzie czy wy myślicie że ktoś się nie zorientuje, że nie widać, że to używane... wywaliłam od razu do śmieci, dalej znalazłam serwetę i 3 malutkie kwiatuszki zrobione na szydełku - z ciekawości zapytałam koleżanki która potrafi szydełkować ile zajmuje zrobienie takich kwiatuszków stwierdziła, że ok 5 minut :( moje lale czy króliki które wysłałam tym Panią zajęły mi ok 4 - 6 godzin pracy, czasu który poświęciłam kosztem innych obowiązków a także odpowiedniego nakładu pieniężnego na materiały i przesyłkę.
Sprawa numer dwa - Współpraca!
Współpraca przez co poniektóre osoby rozumiana jest w sposób dość zabawny w skrajnych przypadkach wkurzający.
Parę miesięcy temu pewien Pan proponował mi współpracę na zasadzie testowania produktu, owszem były wielkie deklaracje na których się skończyło po tym jak powiedziałam, że za darmo (wysłaniu kilku mini próbek), to ja nic mu na swoim blogu nie umieszczę.
Potem napisała Pani, która chciała przesłać mi produkty do testowania, po kilku mailach gdzie ustaliłyśmy "zasady", zostałam poproszona o podanie danych do wysyłki i na tym nasza współpraca się zakończyła - ot uważajcie na naciągaczy wyłudzających wasze dane!
Kilka razy w ostatnim czasie zdarzyło mi się także być zachęcanych do współpracy z blogerkami.
Panie te pisały o obustronnej korzyści czyli nowych obserwatorach, zwiększeniu liczby "kliknięć" itp itd jaka wyniknie z tego, że stanę się sponsorem nagrody :) w ICH konkursie.
Oczywiście zyskam nowych obserwatorów pod warunkiem, że zechcę aby Panie wspomniały o mnie w organizowanym konkursie!
Dodam wam, że po wejściu na te "korzystne" blogi ujrzałam ok 2 - 3 wpisów dodanych w odstępie miesiąca, wpisy o niczym konkretnym a kiedy "rzuciłam" okiem na osoby obserwujące zobaczyłam magiczną liczbę "naście" rachunek korzyści wydaje się prosty :)

Takie maile w ostatnim czasie nabrały na sile, nie wiem co kieruje ludźmi, piszącymi abym im przesłała jakąś z moich prac za darmo! Nie wyobrażam sobie, żebym ja sama napisała takiego maila do kogokolwiek.
Przecież TEN PRODUKT jest wynikiem kilku godzin wytężonej pracy a także nakładu pieniężnego, w końcu czarodziejką nie jestem materiałów do produkcji sobie nie wyczaruję!
Rozumiem, ze ktoś jest biedny i nie może sobie pozwolić na pewne zakupy ale skoro nie może to alternatywą są np organizowane na blogach zabawy, można w nich wygrać naprawdę ciekawe rzeczy ale wiecie, mnie się wydaje, że te osoby bazują na współczuciu w zabawie jest trudniej wygrać bo w końcu startuje kilka osób ale jak już sie napisze takiego maila moze serce twórcy zmięknie i coś wyśle?
O wspomnianych wyżej sprawach pisały też inne blogerki zapraszam was do poczytania - tak, ku przestrodze!
Kinga z Piecuchowa
Asia z Fabryka małych rzeczy
Ewelina z Moja twórczość
jeżeli ktoś jeszcze dajcie linka wrzucę pod post!
P.S
Oczywiście nie generalizuje i nie wrzucam wszystkich do jednego wora ;) ale uczciwi będą o tym wiedzieć ;)
Alice in Wonderland and rabbit hole
„- Czy nie mógłby pan mnie poinformować, którędy powinnam pójść? - mówiła dalej.
- To zależy w dużej mierze od tego, dokąd pragnęłabyś zajść - odparł Kot-Dziwak.
- Właściwie wszystko mi jedno.
- W takim razie również wszystko jedno, którędy pójdziesz.
- Chciałabym tylko dostać się dokądś - dodała Alicja w formie wyjaśnienia.
- Ach, na pewno tam się dostaniesz, jeśli tylko będziesz szła dość długo.”
Pamiętam moje pierwsze zetknięcie z "Alicją w Krainie Czarów" i nie, nie była to książka, był to film, wyświetlany prawie 23 lata temu, wówczas w telewizorze wyposażonym w kineskop, w który to moje sześcioletnie oczęta były wpatrzone w zachwycie, zdumieniu i strachu.
Wszystko w tej bajce mnie fascynowało. Płakałam z Alicją, śmiałam się, bałam i uciekałam, to wtedy też postanowiłam, że i ja kiedyś stworzę taki niezwykły świat, że napiszę książkę, żeby ta zabrała kogoś w tak fantastyczne miejsca jak te w Krainie Czarów!
Sama książkę Lewisa Carroll-a wpadła w moje dłonie dopiero dobrych kilka lat później - na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych wiele rzeczy w tym książki były towarami deficytowymi.
Dzisiaj z przykrością zauważyłam, że w mojej domowej biblioteczce brakuje tej wspaniałej pozycji, muszę to zmienić a w tedy problem z tym co czytać dzieciom po Pinokiu sam się rozwiąże ;)
„- A skąd wiesz, że ty jesteś obłąkany?
- Po pierwsze – odpowiedział Kot – pies nie jest obłąkany. Zgadzasz się
z tym?
– Chyba tak – odpowiedziała Alicja.
– No, więc widzisz – ciągnął Kot – pies warczy, jak się rozgniewa, a
kiedy jest zadowolony macha ogonem. Otóż ja normalnie warczę, kiedy
jestem zadowolony, a macham ogonem, jak się rozgniewam. I dlatego jestem
obłąkany.”
Cóż z dziecinnych marzeń o napisaniu książki (jeszcze, haha) nie wyszło nic konkretnego za to dzisiaj zrealizowałam swoje dawne postanowienie a było nim stworzenie "Alicjowego" Pana Królika.
Oooo
Wraz z najmłodszym synkiem "buszowaliśmy" właśnie po dżungli z Tarzanem kiedy nagle w pokoju coś huknęło, coś świsnęło, zasłonka uniosła się wysoko i opadła tak zwyczajnie, nagle prosto zza biurka do naszych uszu dotarło ciche "biip"
Jakiś niepokój wdarł się nam w serca, niby nie strach a niewiadoma wielka, coś nakazało zachować czujność ale moje dziecko, ciekawe tego co zburzyło nasz spokój, głośno zawołało:
- hej, ty wychodź jeśtem dzielny ojownik, pokonam cię - grzmiał z uniesioną w górze ręką.
Nastała chwila ciszy ale wtedy też w pokoju zaczęło wirować tysiąc gwiazdek, opadały i unosiły się niczym tańczące na wietrze śnieżynki. Ze zdumienia nad tym niezwykłym zjawiskiem, wyrwało mnie głośne :
- Oooo! - mojego syna
Zza blatu biurka dostrzegliśmy małe, trochę jak gdyby strachliwe oczka, które przyglądały się nam w obawie.
- Nie, nie pać - zawołał syn - jestem miły, ziobać - przekonywał "oczka", wyciągając przyjaźnie dłonie.
Wtem stworek wychylił się bardziej a nam ukazało się...
- mamo, ziobać on ma ci oka! - krzyknął maluch.
Faktycznie, ten niebieski stworek miał aż trzy oczka, które wędrowały za każdym naszym ruchem.
Oboje podeszliśmy do biurka, zapewniając cały czas o naszych przyjaznych zamiarach a mały stworek ciągle tylko cichutko mówił "bipp, bi - ip"
- boisz się - zapytał Wiktorek - jestem Titol a to mama moja, wieś - przedstawił nas mój mały, dzielny odkrywca
- Jestem... - nieśmiało powiedział stworek - jestem Oooo !
Wiktorek zaśmiał się głośno i zapytał :
- maś na imię Oooo? To śmieszne bardzo - stwierdził wzruszając ramionami
- Tak dałeś mi na imię Titolku, będziesz się ze mną bawił
- Tak - odrzekł radośnie Wiktorek a Oooo juz bez strachu wyłonił się zza biurka by się przywitać
Po chwili ani mama, ani czytana wcześniej bajka nie była potrzebna, Oooo wraz z Wiktorkiem świetnie się bawili.
Maluch pokazał naszemu przybyszowi zabawki, pokój i wyjaśnił, że nie potrzebuje trzeciego oka, bo ma swoje własne "duzie, duzie" a Oooo cieszył się, że mimo iż tak bardzo się różnią oboje się zaprzyjaźnili.
Jakiś niepokój wdarł się nam w serca, niby nie strach a niewiadoma wielka, coś nakazało zachować czujność ale moje dziecko, ciekawe tego co zburzyło nasz spokój, głośno zawołało:
- hej, ty wychodź jeśtem dzielny ojownik, pokonam cię - grzmiał z uniesioną w górze ręką.
Nastała chwila ciszy ale wtedy też w pokoju zaczęło wirować tysiąc gwiazdek, opadały i unosiły się niczym tańczące na wietrze śnieżynki. Ze zdumienia nad tym niezwykłym zjawiskiem, wyrwało mnie głośne :
- Oooo! - mojego syna
Zza blatu biurka dostrzegliśmy małe, trochę jak gdyby strachliwe oczka, które przyglądały się nam w obawie.
- Nie, nie pać - zawołał syn - jestem miły, ziobać - przekonywał "oczka", wyciągając przyjaźnie dłonie.
Wtem stworek wychylił się bardziej a nam ukazało się...
- mamo, ziobać on ma ci oka! - krzyknął maluch.
Faktycznie, ten niebieski stworek miał aż trzy oczka, które wędrowały za każdym naszym ruchem.
Oboje podeszliśmy do biurka, zapewniając cały czas o naszych przyjaznych zamiarach a mały stworek ciągle tylko cichutko mówił "bipp, bi - ip"
- boisz się - zapytał Wiktorek - jestem Titol a to mama moja, wieś - przedstawił nas mój mały, dzielny odkrywca
- Jestem... - nieśmiało powiedział stworek - jestem Oooo !
Wiktorek zaśmiał się głośno i zapytał :
- maś na imię Oooo? To śmieszne bardzo - stwierdził wzruszając ramionami
- Tak dałeś mi na imię Titolku, będziesz się ze mną bawił
- Tak - odrzekł radośnie Wiktorek a Oooo juz bez strachu wyłonił się zza biurka by się przywitać
Po chwili ani mama, ani czytana wcześniej bajka nie była potrzebna, Oooo wraz z Wiktorkiem świetnie się bawili.
Maluch pokazał naszemu przybyszowi zabawki, pokój i wyjaśnił, że nie potrzebuje trzeciego oka, bo ma swoje własne "duzie, duzie" a Oooo cieszył się, że mimo iż tak bardzo się różnią oboje się zaprzyjaźnili.
Koniec!
P.S
Ooo to tak naprawdę pacynka przygotowana z myślą o moim bracie, który dzisiaj ma urodziny a który interesuje się odległymi gwiazdami i planetami - słowem - Kosmosem. Pomyślałam, że skoro kosmos to i kosmici ;) co sądzicie, czy taki śmieszny dodatek do prezentu spodoba się dwudziestoparolatkowi ;)
Poza tym, jak moi chłopcy będą u wuja, pacynka może się przydać ;) hihi
A kto to?
- Mamo co to jest? - pyta starszy
- Jeszcze nie wiem - odpowiadam szczerze i kończę wykrajać coś co w domyśle ma być nosem
- aaaaaaaa - przedłuża w pytaniu młodszy syn - ciy on jest kotkiem?
- nie, na pewno nie ale może to będzie lisek?
- tak - krzyczy entuzjastycznie młody i biegnie do taty powiedzieć o naszym nowym zwierzątku
Tym sposobem po 30 minutach zastanawiania, 2 robienia szablonu i kolejnych 2 wykrawania materiału wstawiłam wam zdjęcie i zapytałam o wasze sugestie.
Nie będę was trzymać w niepewności, zaproszę za to do przeczytania małego komiksu...
- Jeszcze nie wiem - odpowiadam szczerze i kończę wykrajać coś co w domyśle ma być nosem
- aaaaaaaa - przedłuża w pytaniu młodszy syn - ciy on jest kotkiem?
- nie, na pewno nie ale może to będzie lisek?
- tak - krzyczy entuzjastycznie młody i biegnie do taty powiedzieć o naszym nowym zwierzątku
Tym sposobem po 30 minutach zastanawiania, 2 robienia szablonu i kolejnych 2 wykrawania materiału wstawiłam wam zdjęcie i zapytałam o wasze sugestie.
Nie będę was trzymać w niepewności, zaproszę za to do przeczytania małego komiksu...
Pewnego dnia, w pewnym domu pojawił się dziwny jegomość z oczami na wierzchu, krzywymi zębami i trochę nerwowymi ruchami, niepewnie podszedł do Pana domu i ...
po chwili wszyscy się zaprzyjaźnili
Największą sympatią, obdarzył Bruna mały chłopiec o oczkach niczym ogromne guziczki, policzkach jak u najsłodszej lali i uśmiechu, który jego mamę za każdym razem przyprawia o wzruszenie.
Właśnie, jak myślicie czy Bruno się spodoba i da radę zabawiać dzieciaki?
Nie będę ukrywać, że uszyłam go z myślą o najmłodszych dzieciach przychodzących we wrześniu do przedszkola, mam nadzieję, że mój mały stworek pomoże w adaptacji w tym nowym, jeszcze nieznanym im środowisku :)
Kto zgadnie?
Macie pomysł na to co powstanie z tych
materiałów? Podpowiem wam tylko, że przyda się pracując z dziećmi.
Ciekawa jestem waszych sugestii :)
Całuski!
Dorotka, mój pierwszy "zajączek"
Witam was z samego rana!
Pomyślałam, ze przywitam się dzisiaj razem z Dorotką, moją pierwszą zajączką/maileg-iem, może pośród was są miłośniczki skandynawskiego wystroju wnętrz i Dorotka spodoba się ponieważ jest wolna i dostępna "od ręki" więcej szczegółów pod zakładką --> czwórkowy sklepik
Pomyślałam, ze przywitam się dzisiaj razem z Dorotką, moją pierwszą zajączką/maileg-iem, może pośród was są miłośniczki skandynawskiego wystroju wnętrz i Dorotka spodoba się ponieważ jest wolna i dostępna "od ręki" więcej szczegółów pod zakładką --> czwórkowy sklepik
Pino, czyli słów kilka o małym, drewnianym/uszytym chłopcu
Jestem pewna, że większość z was dobrze zna małego, drewnianego kłamczuszka.
My jesteśmy właśnie na etapie czytania wieczorem przygód Pinokia.
Bajeczka ta, ma wielkie walory edukacyjne, wystarczy wczytać się w opowieść, robić odpowiednie przerywniki na chwile refleksji a dziecko samo podejmuje temat i zauważa analogię do własnych występków.
Mój łobuziak co chwilę woła :
- ojej mamo, ja też tak zrobiłem, też skłamałem, byłem niegrzeczny - czy ściszając nieco głos mówi - no i nie słuchałem rodziców!
Najważniejsze dla mnie w tym wszystkim jest to, że dostrzega, co autor książki chciał przekazać dzieciom a są nimi konsekwencje własnych czynów - niesłuchania rodziców oraz klarowność dobra i zła.
Mój starszak na co dzień wybiera do zabawy samochody, jazdę rowerem czy podziwianie walki deceptikonów z autobotami, jednak kiedy przytula głowę do poduszki lubi mieć przy sobie jakąś z jego ulubionych maskotek, no i właśnie do ulubieńców dołączył Pinokio zwany również Pino.
Powiem szczerze, że ten gościu z długim nosem mnie też jakoś tak całkiem magicznie przypadł do gustu ;)
Myślę, że za jakieś dwa, trzy dni skończymy czytanie "Pinokia" do snu, zastanawiam się już nad nową bajką i na razie nie mam pomysłu, może wy coś mi podpowiecie?
My jesteśmy właśnie na etapie czytania wieczorem przygód Pinokia.
Bajeczka ta, ma wielkie walory edukacyjne, wystarczy wczytać się w opowieść, robić odpowiednie przerywniki na chwile refleksji a dziecko samo podejmuje temat i zauważa analogię do własnych występków.
Mój łobuziak co chwilę woła :
- ojej mamo, ja też tak zrobiłem, też skłamałem, byłem niegrzeczny - czy ściszając nieco głos mówi - no i nie słuchałem rodziców!
Najważniejsze dla mnie w tym wszystkim jest to, że dostrzega, co autor książki chciał przekazać dzieciom a są nimi konsekwencje własnych czynów - niesłuchania rodziców oraz klarowność dobra i zła.
Mój starszak na co dzień wybiera do zabawy samochody, jazdę rowerem czy podziwianie walki deceptikonów z autobotami, jednak kiedy przytula głowę do poduszki lubi mieć przy sobie jakąś z jego ulubionych maskotek, no i właśnie do ulubieńców dołączył Pinokio zwany również Pino.
Powiem szczerze, że ten gościu z długim nosem mnie też jakoś tak całkiem magicznie przypadł do gustu ;)
Myślę, że za jakieś dwa, trzy dni skończymy czytanie "Pinokia" do snu, zastanawiam się już nad nową bajką i na razie nie mam pomysłu, może wy coś mi podpowiecie?
Pozdrawiam!
... and the winner is....
Widzę, że niektórzy z was zostają ze mną na dłużej co cieszy mnie ogromnie, dobrze, nie przedłużam już i ogłaszam zwycięzcę a jest nim....
Moje gratulacje!
A takie tam...
Ależ ostatnio smędzę na tym moim blogu a wy tak cierpliwie to znosicie :) muszę wreszcie to zmienić!
W końcu moja dewiza opisana w zakładce o mnie, o blogu przestanie być aktualna a na to nie mogę pozwolić.
Na wytłumaczenie mam tylko to, że czasami człowiek gubi swój wewnętrzny rytm i trzeba ponownie się "nastrajać", ważne, że w którymś momencie zaczynasz dostrzegać, że "nie tędy droga" i powoli ustawiasz się na prawidłowy tor.
To trochę jak z kawałem poniżej...
Przed ślubem:
Ona - Ciał Janek.
On - No nareszcie, już tak długo czekam.
Ona - Może chcesz żebym poszła?
On - Nie! Co Ci przyszło do głowy? Sama myśl o tym jest dla mnie straszna!
Ona - Kochasz mnie?
On - Oczywiście, o każdej porze dnia i nocy.
Ona - Czy mnie kiedyś zdradziłeś?
On - Nie! Nigdy! Dlaczego pytasz?
Ona - Chcesz mnie pocałować?
On - Tak, za każdym razem i przy każdej okazji.
Ona - Czy byś mnie kiedykolwiek uderzył?
On - Zwariowałaś? Przecież wiesz jaki jestem.
Ona - Czy mogę Ci zaufać?
On - Tak.
Ona - Kochanie.
Siedem lat po ślubie:
Czytajcie od dołu...
... wszystko zależy z której strony zaczynasz patrzeć na daną sytuację ;) Jeżeli znowu zacznę za dużo marudzić proszę dziewczyny o ustawienie mnie do pionu i polecenie mi wizyty w księgarni i pasmanterii to zawsze działa na mnie inspirująco co znaczy - pozytywnie!
Pozdrawiam Was serdecznie.
P.S
Jutro podam wyniki "torebkowego" Candy, życzę wszystkim powodzenie.
Być może jutrzejszy dzień właśnie tobie przyniesie szczęście ;)
W końcu moja dewiza opisana w zakładce o mnie, o blogu przestanie być aktualna a na to nie mogę pozwolić.
Na wytłumaczenie mam tylko to, że czasami człowiek gubi swój wewnętrzny rytm i trzeba ponownie się "nastrajać", ważne, że w którymś momencie zaczynasz dostrzegać, że "nie tędy droga" i powoli ustawiasz się na prawidłowy tor.
To trochę jak z kawałem poniżej...
Ona - Ciał Janek.
On - No nareszcie, już tak długo czekam.
Ona - Może chcesz żebym poszła?
On - Nie! Co Ci przyszło do głowy? Sama myśl o tym jest dla mnie straszna!
Ona - Kochasz mnie?
On - Oczywiście, o każdej porze dnia i nocy.
Ona - Czy mnie kiedyś zdradziłeś?
On - Nie! Nigdy! Dlaczego pytasz?
Ona - Chcesz mnie pocałować?
On - Tak, za każdym razem i przy każdej okazji.
Ona - Czy byś mnie kiedykolwiek uderzył?
On - Zwariowałaś? Przecież wiesz jaki jestem.
Ona - Czy mogę Ci zaufać?
On - Tak.
Ona - Kochanie.
Siedem lat po ślubie:
Czytajcie od dołu...
... wszystko zależy z której strony zaczynasz patrzeć na daną sytuację ;) Jeżeli znowu zacznę za dużo marudzić proszę dziewczyny o ustawienie mnie do pionu i polecenie mi wizyty w księgarni i pasmanterii to zawsze działa na mnie inspirująco co znaczy - pozytywnie!
Pozdrawiam Was serdecznie.
P.S
Jutro podam wyniki "torebkowego" Candy, życzę wszystkim powodzenie.
Być może jutrzejszy dzień właśnie tobie przyniesie szczęście ;)
Liczę koszta, czyli o wyprawce prosto z mojego portfela.
"Gdy dzwoneczek się odezwie biegniemy do szkółki,
by się uczyć, czytać, pisać, pracować jak pszczółki (..)
Dana moja, dana szkółko ukochana (...)"
Wybraliśmy się z małżonkiem na zakupy szkolne.
Humor nam dopisywał, w końcu nasz syn ma stać się oficjalnie uczniem szkoły podstawowej.
O ile przy zakupie części rzeczy trzymaliśmy się dzielnie, nie tracąc humoru o tyle w księgarni oboje dostrzegliśmy błyszczące się w świetle jarzeniówek siwe pasma włosów na naszych głowach a miny wyraźnie nam zrzedły.
Niektórzy z was jeszcze są na urlopach, inni przekopują ogrody, dzieci radośnie zapełniają place zabaw, w tym wszystkim jednak powoli pojawiają się myśli o nadchodzącym wielkimi krokami roku szkolnym.
Dla miliona polskich rodzin oznacza to prawdziwe finansowe dylematy.
Czy wiecie ile w Polsce kosztuje wyprawka dla pierwszoklasisty?
Jako rodzic delikwenta, który idzie do pierwszej klasy szkoły podstawowej postaram się wam odpowiedzieć, utrzymując moje "wielkomiejskie" realia i dość suchy ton, tak może dla zachowania powagi tematu, bo sądzę, iż w niejednym domu jest to temat spędzający sen z powiek gospodarzom.
Zacznę tradycyjnie od podręczników:
Pełen zestaw czyli:
- ksiązeczka na dobry początek
- podręczniki (części 1-5)
- karty ćwiczeń (części 1-5)
- matematyka (cześci 1-5)
- wyprawka (części 1-5)
- Zajęcia komputerowe - podręcznik z ćwiczeniami i CD-ROM-em
- zeszyt do ćwiczeń w pisaniu
- zeszyt z ćwiczeniami matematycznymi
- karty plastyczne
- linijka ułatwaijąca czytanie
- CD audio z lekturami
Angielski :
- podręcznik "English Adventure 1"
- ćwiczenia " English Adventure 1"
Religia:
- Podręcznik "Żyjemy w Bożym Świecie"
Suma sumarum to bagatela ok 300 zł za same książki!
Strój na W-F:
- Buty, koniecznie z niebrudzącą podeszwą - ok 120 zł
- koszulka biała - ok 12 zł
- spodenki granatowe - ok 30 zł
Czekajcie jeszcze nie wszystko, kochani tzw. TYTA ze słodyczami...
- Tyta ok 30 zł
- słodycze.... nie wiem ale pewnie ok 100 zł wyjdzie
- Buty na zmianę, ponieważ w naszej szkole dzieci muszą mieć obuwie zmienne z czym akurat zgadzam się w stu procentach - no więc obuwie zmienne to koszt ok 50 zł
- Worek na buty - ok 20 zł ( ja mogę uszyć :D ale nie każdy ma taką możliwość)
- zeszyty sztuk 3 (1 w linie, 2 w kratkę)
- bloki, sztuk 3 (1 rysunkowy, 1 techniczny, 1 kolorowy - oczywiście w domyśle wiemy że nie starczą one na cały rok :D)
- kredki bambino, ponieważ są bardziej wydajne od innych
- nożyczki
- klej
Zapomniałabym o najważniejszym (zdaniem naszego syna) tornistrze, jego cena opiewała na 180 zł a były i takie za 350 (??)
Dobrze, czas więc na podsumowanie, wyprawka wyniosła nas ...
ok 864 zł
Tak się żyje w naszym kraju, gdzie ceny powoli sięgają europejskich absurdów a wypłaty... nie wiem czy chcę zacząć rozważać tą kwestię... w tym kraju nawet gołębie już srać nie chcą bo boją się opodatkowania i nagonki ze strony rządzących.
Witaj szkoło!
* wszystkie sumy są przybliżone, jak wspomniałam w moim "wielkomiejskim" klimacie :) być może w waszych miastach/miejscowościach mogą one być nieco wyższe/niższe, wszystko zależy od księgarni i sklepów.
Wybaczcie mi też, to mało eleganckie wyrażenie na końcu mojego wywodu ale powoli szlag mnie trafia :(
♥ Kalinka ♥
Gosiu jeżeli czytasz ten post, to muszę Cię gorąco przeprosić za tak długą realizację zamówienia.
Częściowo wytłumaczyłam się w mailu ale druga część niezaprzeczalnego faktu to, to że było tak gorąco, iż maszyna stała się mi bardzo daleka :) no a wena jak gdyby ulotniła wraz z rosnącymi temperaturami...
Teraz jednak powoli coś wraca, na pewno wróciło kiedy tworzyłam Kalinkę.
Wiem, że miała być zadziorna, jednak na swoje tłumaczenie mam te słowa... za każdym razem kiedy tworzę jakiegoś aniołka, w mojej głowie rodzi się jego wizja, widzę kolor włosów, fryzurkę, ubranko ... myślę, że te moje lale czasami chcą tak własnie wyglądać a nie tak jakbym sobie sama to zaplanowała :)
Mam nadzieję, ze Kalina Ci się spodoba oraz, że skradnie serducho tej małej zadziory której to chcesz ją podarować ;)
Częściowo wytłumaczyłam się w mailu ale druga część niezaprzeczalnego faktu to, to że było tak gorąco, iż maszyna stała się mi bardzo daleka :) no a wena jak gdyby ulotniła wraz z rosnącymi temperaturami...
Teraz jednak powoli coś wraca, na pewno wróciło kiedy tworzyłam Kalinkę.
Wiem, że miała być zadziorna, jednak na swoje tłumaczenie mam te słowa... za każdym razem kiedy tworzę jakiegoś aniołka, w mojej głowie rodzi się jego wizja, widzę kolor włosów, fryzurkę, ubranko ... myślę, że te moje lale czasami chcą tak własnie wyglądać a nie tak jakbym sobie sama to zaplanowała :)
Mam nadzieję, ze Kalina Ci się spodoba oraz, że skradnie serducho tej małej zadziory której to chcesz ją podarować ;)
Keep calm and enjoy life ♥
Na zszargane nerwy dobrze działa praca fizyczna i wyjazd poza granice własnego domostwa, jest wtedy czas na spokojne przemyślenie kilku spraw i odstresowanie.
Ponieważ nadarzyła się okazja wyrwania poza miasto, ochoczo spakowaliśmy nasze rzeczy i ruszyliśmy w drogę.
Wiele miejsc urzeka mnie swoim pięknem ale nigdy nie sądziłam, że jedno z nich kiedyś stanie się mi szczególnie bliskie.
Mam nową miłość, są nią okolice Rożnowa i wybaczcie ale mimo usilnych starań by zdjęcia oddały choć trochę tego jak tam pięknie i bajecznie, niestety nie do końca mi to wyszło :) następnym razem obiecuję poprawę, chociaż zdjęcia nigdy nie oddadzą dobrej odległości, wielkości, barwy i uroku...
Po przyjeździe na działkę rodziców, pierwszą rzeczą była próba ogarnięcia dzieciaków, które jak za sprawą magicznej różdżki dostały "szaleju", bieganie, okrzyki radości, upadanie na ziemie w geście "radosnego" omdlenia, były zdecydowanie za często powtarzane ... uff, na szczęście po chwili wyratował mnie tato, który kazał chłopcom przynieść kilka elementów do budowy naszego "telepa-namiotu"*
Muszę wam powiedzieć, że w tych okolicach byłam pierwszy raz ale od razu urzekły mnie górskimi wzniesieniami, ostrymi, krętymi drogami, pięknym i zarazem groźnym Dunajcem, urokliwymi łąkami i błękitem nieba...
Ponieważ rodzice dopiero zaczynają się tam "urządzać" pierwotnym założeniem naszych mężczyzn było stawianie ogrodzenia a nas kobiet :) przede wszystkim pilnowanie maluchów, następnie pilnowanie by nasi mężczyźni pamiętali o chwili wytchnienia, ponieważ słońce dawało do wiwatu, przy okazji zapewnienia dzieciom dobrej zabawy, przyrządzenie pysznego jedzonka i poznawanie (przeze mnie) uroków okolicy.
Ponieważ do samego Dunajca mamy bardzo blisko, zabrałyśmy chłopców nad rzekę, bo schłodzić nie tylko ich ciałka ale i nieograniczony zapał w dokuczaniu :)
Jak wspomniałam Dunajec jest piękny ale i bardzo groźny, mając w głowie wspomnienie tragedii do jakiej doszło nad Wartą nie zagłębialiśmy się dalej prócz samego brzegu, na zdjęciach tego nie widać ale my dostrzegałyśmy silny nurt jaki marszczyły taflę wody.
Na zdjęciu chłopcy z babcią która pokazuje im... płynące przy brzegu rybki, woda była bardzo przejrzysta do momentu jak chłopcy nie postanowili bawić się w kto dalej rzuci kamyk, ten mniejszy skutecznie zamulił cały brzeg :)
Po kąpieli w rzece, przyszedł czas na ciężką pracę, chłopcy ani na krok nie odstawali dziadka, taty i wujka, pracując w pocie czoła by tylko im pomóc.
Ja miałam chwilkę dla siebie, co znaczy, wędrowałam z aparatem i podziwiałam otaczającą nas przyrodę.
Po powrocie z fotograficznych wojaży zastałam zmęczonych ciężką pracą, umorusanych ale jakże szczęśliwych chłopców. Poszliśmy się obmyć i z pomocą babci zrobiliśmy grilla.
Każdemu przydała się chwila odpoczynku i relaksu na kocyku w cieniu namiotu.
Pod koniec dnia mogliśmy podziwiać już część ogrodzenia działki i dumę naszych mężczyzn z tego jak sprawnie sobie poradzili.
Dyskusji o Tujach, planach ogrodu, placu zabaw, jak i samego domu nie było końca, Borysek zaaferowany powiedział :
- i wiesz co Dziadku, jak już wybudujesz tu dom to jeszcze musisz mi basen zrobić ale taki (tutaj demonstracja) o taki głęboki, prawdziwy a nie dla jakiś maluchów.
Mimo dużego zmęczenia tryskaliśmy dobrym humorem, dzień dobiegał jednak końca a my musieliśmy wracać do domu, ponieważ mąż nie ma wolnego w pracy.
Chłopcy poprosili jeszcze by ostatni raz poplustkac się w Dunajcu ...
Niestety komu w drogę temu czas ...
Cieszymy się ogromnie, że w niedalekiej przyszłości nasze dzieci będą miały stałe miejsce do odwiedzin, że być może z czasem ukochają to miejsce tak, jak ja kiedyś pokochałam wakacje u swoich dziadków w Górach Świętokrzyskich. .
Ponieważ nadarzyła się okazja wyrwania poza miasto, ochoczo spakowaliśmy nasze rzeczy i ruszyliśmy w drogę.
Wiele miejsc urzeka mnie swoim pięknem ale nigdy nie sądziłam, że jedno z nich kiedyś stanie się mi szczególnie bliskie.
Mam nową miłość, są nią okolice Rożnowa i wybaczcie ale mimo usilnych starań by zdjęcia oddały choć trochę tego jak tam pięknie i bajecznie, niestety nie do końca mi to wyszło :) następnym razem obiecuję poprawę, chociaż zdjęcia nigdy nie oddadzą dobrej odległości, wielkości, barwy i uroku...
Po przyjeździe na działkę rodziców, pierwszą rzeczą była próba ogarnięcia dzieciaków, które jak za sprawą magicznej różdżki dostały "szaleju", bieganie, okrzyki radości, upadanie na ziemie w geście "radosnego" omdlenia, były zdecydowanie za często powtarzane ... uff, na szczęście po chwili wyratował mnie tato, który kazał chłopcom przynieść kilka elementów do budowy naszego "telepa-namiotu"*
Muszę wam powiedzieć, że w tych okolicach byłam pierwszy raz ale od razu urzekły mnie górskimi wzniesieniami, ostrymi, krętymi drogami, pięknym i zarazem groźnym Dunajcem, urokliwymi łąkami i błękitem nieba...
Ponieważ rodzice dopiero zaczynają się tam "urządzać" pierwotnym założeniem naszych mężczyzn było stawianie ogrodzenia a nas kobiet :) przede wszystkim pilnowanie maluchów, następnie pilnowanie by nasi mężczyźni pamiętali o chwili wytchnienia, ponieważ słońce dawało do wiwatu, przy okazji zapewnienia dzieciom dobrej zabawy, przyrządzenie pysznego jedzonka i poznawanie (przeze mnie) uroków okolicy.
Jak wspomniałam Dunajec jest piękny ale i bardzo groźny, mając w głowie wspomnienie tragedii do jakiej doszło nad Wartą nie zagłębialiśmy się dalej prócz samego brzegu, na zdjęciach tego nie widać ale my dostrzegałyśmy silny nurt jaki marszczyły taflę wody.
Na zdjęciu chłopcy z babcią która pokazuje im... płynące przy brzegu rybki, woda była bardzo przejrzysta do momentu jak chłopcy nie postanowili bawić się w kto dalej rzuci kamyk, ten mniejszy skutecznie zamulił cały brzeg :)
Po kąpieli w rzece, przyszedł czas na ciężką pracę, chłopcy ani na krok nie odstawali dziadka, taty i wujka, pracując w pocie czoła by tylko im pomóc.
Ja miałam chwilkę dla siebie, co znaczy, wędrowałam z aparatem i podziwiałam otaczającą nas przyrodę.
Po powrocie z fotograficznych wojaży zastałam zmęczonych ciężką pracą, umorusanych ale jakże szczęśliwych chłopców. Poszliśmy się obmyć i z pomocą babci zrobiliśmy grilla.
Każdemu przydała się chwila odpoczynku i relaksu na kocyku w cieniu namiotu.
Pod koniec dnia mogliśmy podziwiać już część ogrodzenia działki i dumę naszych mężczyzn z tego jak sprawnie sobie poradzili.
Dyskusji o Tujach, planach ogrodu, placu zabaw, jak i samego domu nie było końca, Borysek zaaferowany powiedział :
- i wiesz co Dziadku, jak już wybudujesz tu dom to jeszcze musisz mi basen zrobić ale taki (tutaj demonstracja) o taki głęboki, prawdziwy a nie dla jakiś maluchów.
Mimo dużego zmęczenia tryskaliśmy dobrym humorem, dzień dobiegał jednak końca a my musieliśmy wracać do domu, ponieważ mąż nie ma wolnego w pracy.
Chłopcy poprosili jeszcze by ostatni raz poplustkac się w Dunajcu ...
Niestety komu w drogę temu czas ...
Cieszymy się ogromnie, że w niedalekiej przyszłości nasze dzieci będą miały stałe miejsce do odwiedzin, że być może z czasem ukochają to miejsce tak, jak ja kiedyś pokochałam wakacje u swoich dziadków w Górach Świętokrzyskich. .
*Telepa-namiot - namiot Gideona Malutkiego z bajki "Wodogrzmoty Małe"
Uderz w stół a nożyce się odezwą *
Notatki powiązane - "Po pierwsze jesteśmy rodzicami!"
Kochane dziękuję wam za tak liczne maile w dniu wczorajszym.
Nie spodziewałam się takiego odzewu ani tego, że problem asertywności wobec pewnych osób dotyczy tak dużej grupy.
Dzisiaj modnie jest mówić, że jest się szczerym, asertywnym czy kreatywnym...
Na ile w tym prawdy przy rozpatrywaniu danej jednostki nie wiem ale mogę mówić za siebie nie zawsze jestem szczera, nie zawsze asertywna i nie zawsze kreatywna, czasami posługuję się konwenansami bo ułatwiają mi życie, wybieram drogę na skróty, bywa że ugrzęznę w schematach bo uważam, że nie zawsze są one złe... a jak jest u was?
Niestety w Polsce bycie szczerym, kreatywnym i asertywnym nie jest pożądane, ba powiedziałabym więcej bywa passe.
Wyłamywanie się z utartych schematów razi w oczy, a jeżeli już "odmieniec" odważy się być szczęśliwy to znaczy, ze z niego zły człowiek jest.
W życiu bywa różnie, jak same wiecie czasami jesteście zmuszeni do tego by przełamać pewne stereotypy i budować swoją nową rzeczywistość, z dala od utartego scenariusza, bo przecież nie wszystko jest białe albo czarne, pośród tych obu skrajności mamy cały szereg różnych odcieni szarości, dlatego staram się zawsze mieć w sobie dużo empatii.
Wczoraj oboje z małżonkiem doszliśmy do wniosku, że są pewne aspekty w naszym życiu które od lat się nie zmieniają i że o ile nie warto im poświęcać więcej uwagi o tyle warto zacząć coś zmieniać, by to już w żaden sposób nas nie dotykało.
Przez te wspólne sześć lat nauczyliśmy się siebie rozumieć, dlatego nie reagujemy histerycznie na każde obce, negatywne słowo czy jakikolwiek protekcjonalizm, doza realizmu, dobrego i jasnego spojrzenia przydała się każdemu.
Mój wczorajszy post był częścią naprawdę długiego maila do pewnej dziewczyny, nie będę przytaczać tego z czym do mnie pisała ale po odpowiedzi wnioskuję, że wyraziłam się jasno a ona sama postara się spróbować zmienić "bolące" ją sprawy, które na chwile obecną mocno ją obciążają, trzymam za nią kciuki i za wszystkich tych, którzy starają sie odnaleźć w podobnej sytuacji.
A co do porzekadła w tytule...
* To przysłowie używane jest w sytuacji, kiedy osoba, która ma coś na
sumieniu, doszukuje się aluzji do swych czynów w wypowiedziach innych osób i gwałtownie reaguje, czym zwykle się zdradza. Opisana sytuacja jest zarazem opisem znaczenia przysłowia.
... na to nie ma się już żadnego wpływu :)
Kochane dziękuję wam za tak liczne maile w dniu wczorajszym.
Nie spodziewałam się takiego odzewu ani tego, że problem asertywności wobec pewnych osób dotyczy tak dużej grupy.
Dzisiaj modnie jest mówić, że jest się szczerym, asertywnym czy kreatywnym...
Na ile w tym prawdy przy rozpatrywaniu danej jednostki nie wiem ale mogę mówić za siebie nie zawsze jestem szczera, nie zawsze asertywna i nie zawsze kreatywna, czasami posługuję się konwenansami bo ułatwiają mi życie, wybieram drogę na skróty, bywa że ugrzęznę w schematach bo uważam, że nie zawsze są one złe... a jak jest u was?
Niestety w Polsce bycie szczerym, kreatywnym i asertywnym nie jest pożądane, ba powiedziałabym więcej bywa passe.
Wyłamywanie się z utartych schematów razi w oczy, a jeżeli już "odmieniec" odważy się być szczęśliwy to znaczy, ze z niego zły człowiek jest.
W życiu bywa różnie, jak same wiecie czasami jesteście zmuszeni do tego by przełamać pewne stereotypy i budować swoją nową rzeczywistość, z dala od utartego scenariusza, bo przecież nie wszystko jest białe albo czarne, pośród tych obu skrajności mamy cały szereg różnych odcieni szarości, dlatego staram się zawsze mieć w sobie dużo empatii.
Wczoraj oboje z małżonkiem doszliśmy do wniosku, że są pewne aspekty w naszym życiu które od lat się nie zmieniają i że o ile nie warto im poświęcać więcej uwagi o tyle warto zacząć coś zmieniać, by to już w żaden sposób nas nie dotykało.
Przez te wspólne sześć lat nauczyliśmy się siebie rozumieć, dlatego nie reagujemy histerycznie na każde obce, negatywne słowo czy jakikolwiek protekcjonalizm, doza realizmu, dobrego i jasnego spojrzenia przydała się każdemu.
Mój wczorajszy post był częścią naprawdę długiego maila do pewnej dziewczyny, nie będę przytaczać tego z czym do mnie pisała ale po odpowiedzi wnioskuję, że wyraziłam się jasno a ona sama postara się spróbować zmienić "bolące" ją sprawy, które na chwile obecną mocno ją obciążają, trzymam za nią kciuki i za wszystkich tych, którzy starają sie odnaleźć w podobnej sytuacji.
A co do porzekadła w tytule...
* To przysłowie używane jest w sytuacji, kiedy osoba, która ma coś na
sumieniu, doszukuje się aluzji do swych czynów w wypowiedziach innych osób i gwałtownie reaguje, czym zwykle się zdradza. Opisana sytuacja jest zarazem opisem znaczenia przysłowia.
... na to nie ma się już żadnego wpływu :)
źródło - memgenerator.pl
Po pierwsze, jesteśmy rodzicami!
Są takie sytuacje w naszym życiu na które nie mamy wpływu, np niektórych ludzi nie da się zmienić, chociażby z waszej strony było milion szans, przymykania oczu na pewne zachowania, wyciągania rąk w geście pojednania czy próby tłumaczenia, że te "utyczki" nie prowadzą do niczego dobrego...
Sytuacja z definicji to stan rzeczy, który nie trwa długo, bywa jednak, że zmieniają się, wtapiając w nasze życie i trwając niezmiennie i być może już do końca takie pozostaną.
Nigdy nie chciałam być typem zbawicielki, chociaż w pewnym momencie życia podjęłam taką próbę, nieszczęsną i z góry skazaną na niepowodzenie.
Teraz z perspektywy czasu, uważam że to, bądź co bądź przykre doświadczenie dało mi wiele siły i nauczyło, że nie każdy, zasługuje na moją (czy twoją) uwagę, chociaż działałam zgodnie z własnym sumieniem.
Dzisiaj już wiem, że do stworzenia wspaniałej, szczęśliwej rodziny nie jest nam potrzebny nikt więcej tylko my dwoje i nasze dzieci, jeżeli ktoś będzie chciał uczestniczyć w naszym życiu to będzie nam podporą a nie kulą u nogi.
Dzięki moim rodzicom wyniosłam z domu mocny i przejrzysty system wartości, wiem czego pragnę, do czego dążę i na czym chcę budować mój własny DOM! Dzięki temu, że wychowywałam się w dobrej rodzinie wiem jak powinna wyglądać i moja mała rodzinka i nie pozwolę by ktokolwiek burzył ten ład, by mieszał, wmawiał dzieciom coś czego nie ma, przerzucał na nie swoje negatywne emocje.
Dzieci to nasz największy skarb i będziemy tego skarbu bronić, bo nikt inny na całym świecie nie kocha swoich dzieci tak mocno jak rodzice, nikt nie zastąpi im matki i ojca i nikt nie ma prawa działać na jakąkolwiek szkodę któregoś z rodziców, to my jesteśmy rodzicami i to my mamy ostateczną decyzję - pamiętajcie o tym kochani kiedy przyjdą wam chwile zwątpienia ;)
Notatki powiązane - "Uderz w stół a nożyce same się odezwą"
Sytuacja z definicji to stan rzeczy, który nie trwa długo, bywa jednak, że zmieniają się, wtapiając w nasze życie i trwając niezmiennie i być może już do końca takie pozostaną.
Nigdy nie chciałam być typem zbawicielki, chociaż w pewnym momencie życia podjęłam taką próbę, nieszczęsną i z góry skazaną na niepowodzenie.
Teraz z perspektywy czasu, uważam że to, bądź co bądź przykre doświadczenie dało mi wiele siły i nauczyło, że nie każdy, zasługuje na moją (czy twoją) uwagę, chociaż działałam zgodnie z własnym sumieniem.
Dzisiaj już wiem, że do stworzenia wspaniałej, szczęśliwej rodziny nie jest nam potrzebny nikt więcej tylko my dwoje i nasze dzieci, jeżeli ktoś będzie chciał uczestniczyć w naszym życiu to będzie nam podporą a nie kulą u nogi.
Dzięki moim rodzicom wyniosłam z domu mocny i przejrzysty system wartości, wiem czego pragnę, do czego dążę i na czym chcę budować mój własny DOM! Dzięki temu, że wychowywałam się w dobrej rodzinie wiem jak powinna wyglądać i moja mała rodzinka i nie pozwolę by ktokolwiek burzył ten ład, by mieszał, wmawiał dzieciom coś czego nie ma, przerzucał na nie swoje negatywne emocje.
Dzieci to nasz największy skarb i będziemy tego skarbu bronić, bo nikt inny na całym świecie nie kocha swoich dzieci tak mocno jak rodzice, nikt nie zastąpi im matki i ojca i nikt nie ma prawa działać na jakąkolwiek szkodę któregoś z rodziców, to my jesteśmy rodzicami i to my mamy ostateczną decyzję - pamiętajcie o tym kochani kiedy przyjdą wam chwile zwątpienia ;)
Notatki powiązane - "Uderz w stół a nożyce same się odezwą"
"Pod czwórką" na addwork24.com ♥
Kochani, wczoraj późnym wieczorem dostałam wiadomość od Pani redaktor z portalu addwork24.com, że ukazał się wywiad z... z moją skromną osobą :)
To ogromnie budujące, kiedy ktoś obcy docenia twoją pracę, zachwyca się stworzonymi przedmiotami i życzy Ci dalszych sukcesów.
Zapraszam was do lektury a przy okazji "przejrzenia" portalu, bezpośredni link do wywiadu (KLIK) może znajdziecie tam potrzebne wam w życiu inspiracje, oferty pracy, kursy, słowem alternatywę na stagnację, nie tylko tą finansową.
Kochani ja jeszcze raz chcę wam serdecznie podziękowac za to, że jesteście ze mną.
Bez was ten blog nie byłby taki sam, nie tętniłby życiem a ja pewnie nie miałabym tyle zapału by go prowadzić.
Dziękuję wam za każdy komentarz i maile, które tak kocham czytać :) Każdy z was jest dla mnie ważny, jesteście wspaniali!
To ogromnie budujące, kiedy ktoś obcy docenia twoją pracę, zachwyca się stworzonymi przedmiotami i życzy Ci dalszych sukcesów.
Zapraszam was do lektury a przy okazji "przejrzenia" portalu, bezpośredni link do wywiadu (KLIK) może znajdziecie tam potrzebne wam w życiu inspiracje, oferty pracy, kursy, słowem alternatywę na stagnację, nie tylko tą finansową.
Kochani ja jeszcze raz chcę wam serdecznie podziękowac za to, że jesteście ze mną.
Bez was ten blog nie byłby taki sam, nie tętniłby życiem a ja pewnie nie miałabym tyle zapału by go prowadzić.
Dziękuję wam za każdy komentarz i maile, które tak kocham czytać :) Każdy z was jest dla mnie ważny, jesteście wspaniali!
Podziękowania dla was, czyli słów kilka o ciemnej stronie blogowania oraz wyniki Giveaway!
Po pierwsze, Kochani dziękuję za tak liczny udział w zabawie, cieszy mnie to, że moje podarki spodobały się i że część z was zostaje ze mną na dłużej w formie obserwatorów.
Dziękuję wam również za słowa otuchy, które tak licznie zostawiliście przy poście Dwie strony medalu to naprawdę niezwykłe kiedy zupełnie obcy sobie ludzie spotykają się w tym wirtualnym świecie i zawiązuję nowe, ciekawe znajomości. Fantastyczny jest też fakt, że z częścią z was znam się w tzw realu albo poznałam na spotkaniu w Ikei.
Mam nadzieję, że to spotkanie nie było ostatnim i uda nam się najlepiej w jeszcze liczniejszym gronie zobaczyć, porozmawiać, być może znowu zrobić coś dobrego :)
Ustosunkowując się do posta "dwie strony medalu, " zrobiłam poważną analizę mojego poczynania na blogu, zawzięłam się aby doszukać czegoś negatywnego, czegoś co mogłoby dać mi impuls do zamknięcia "Pod czwórką" i wtedy napisała do mnie pewna osóbka a chwilę później pewna pani redaktor, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem i znakiem, że nie powinnam przekreślać w tak łatwy sposób czegoś co tworzyłam systematycznie przez taki szmat czasu, że to co stworzyłam podoba się!
Tak jak piszecie, ludzie mówią i będą mówić bo i co mają ciekawszego do zrobienia u niektórych pasja przejawia się w obmawianiu i plotkowaniu.
Po lekturze waszych komentarzy oraz obu e-maili poczułam, że to co robię ma sens.
Niestety blogowanie nie cieszy się w Polsce dobrą opinią, na blogi wciąż patrzy się w kontekście emocjonalnego ekshibicjonizmu, pisanie publicznie niesie za sobą i publiczne osądy ale ja nie o tym... mam wrażenie, że w naszej kochanej POLSZY blogerów uznaje się za osoby z pewnym wybrakowaniem, ułomnością, często spostrzega się ich jako egocentryków, nie zdolnych do egzekwowania innych opinii, ale, ale kochani wchodząc na czyjś blog, wchodzisz w jego świat, w świat widziany jego własnym oczyma, analizowany przez jego własny system wartości, czytasz często subiektywne opinie ale czy ten bloger robi coś innego niż ty kiedy rozmawiasz z koleżanką/kolegą o nowym produkcie, o innej osobie, o polityce, książce czy dzieciach?
Nie, ten mechanizm działa tak samo i chociaż posiadałbyś ogromną empatię i miał ten dar wcielania się w odczucia innych to tak czy siak wciąż pozostajesz osobą naznaczoną TWOIMI własnym doświadczeniami i przez ich pryzmat spostrzegasz otaczający cię świat.
Kończąc ten mój wywód, wszystkim niedowiarkom, ironizomaniakom, zawodowym obmawiaczom życzę dozy realizmu i zakupu dobrego lustra, można wtedy dostrzec, że to nasze odbicie wcale a wcale takie ładne i równe nie jest a ta wewnętrzna brzydota zdaje się wyciekać na zewnątrz, porządnie zniekształcając nasze ja. Dużo lepiej się żyje Kochani kiedy w około zaczynasz dostrzegać dobre rzeczy, kiedy cieszysz się z drobnych sukcesów a w oczach dziecka odkrywasz zachwyt światem, tego zachwytu uczmy się od nich, warto zmieniać swoje życie i gonić za marzeniami, to one wyznaczają nam cele, to one nas uszczęśliwiają!
Cóż ja jestem szczęśliwa i choć wiele już w życiu przyszło mi doświadczyć i nie wszystko jest takie jakbym sobie życzyła, idę dalej nie patrząc na te "czarne wspomnienia", nikt nie powiedział, że życie jest łatwe!
Uff rozpisałam się :) a są pewnie osoby, które czekają z niecierpliwością na wyniki MY GIVEAWAY.
Nie trzymam dłużej w niepewności i wklejam wynik wybrany przez internetowy generator liczb :) ach tak sobie ułatwiłam życie ;)
Dziękuję wam również za słowa otuchy, które tak licznie zostawiliście przy poście Dwie strony medalu to naprawdę niezwykłe kiedy zupełnie obcy sobie ludzie spotykają się w tym wirtualnym świecie i zawiązuję nowe, ciekawe znajomości. Fantastyczny jest też fakt, że z częścią z was znam się w tzw realu albo poznałam na spotkaniu w Ikei.
Mam nadzieję, że to spotkanie nie było ostatnim i uda nam się najlepiej w jeszcze liczniejszym gronie zobaczyć, porozmawiać, być może znowu zrobić coś dobrego :)
Ustosunkowując się do posta "dwie strony medalu, " zrobiłam poważną analizę mojego poczynania na blogu, zawzięłam się aby doszukać czegoś negatywnego, czegoś co mogłoby dać mi impuls do zamknięcia "Pod czwórką" i wtedy napisała do mnie pewna osóbka a chwilę później pewna pani redaktor, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem i znakiem, że nie powinnam przekreślać w tak łatwy sposób czegoś co tworzyłam systematycznie przez taki szmat czasu, że to co stworzyłam podoba się!
Tak jak piszecie, ludzie mówią i będą mówić bo i co mają ciekawszego do zrobienia u niektórych pasja przejawia się w obmawianiu i plotkowaniu.
Po lekturze waszych komentarzy oraz obu e-maili poczułam, że to co robię ma sens.
Niestety blogowanie nie cieszy się w Polsce dobrą opinią, na blogi wciąż patrzy się w kontekście emocjonalnego ekshibicjonizmu, pisanie publicznie niesie za sobą i publiczne osądy ale ja nie o tym... mam wrażenie, że w naszej kochanej POLSZY blogerów uznaje się za osoby z pewnym wybrakowaniem, ułomnością, często spostrzega się ich jako egocentryków, nie zdolnych do egzekwowania innych opinii, ale, ale kochani wchodząc na czyjś blog, wchodzisz w jego świat, w świat widziany jego własnym oczyma, analizowany przez jego własny system wartości, czytasz często subiektywne opinie ale czy ten bloger robi coś innego niż ty kiedy rozmawiasz z koleżanką/kolegą o nowym produkcie, o innej osobie, o polityce, książce czy dzieciach?
Nie, ten mechanizm działa tak samo i chociaż posiadałbyś ogromną empatię i miał ten dar wcielania się w odczucia innych to tak czy siak wciąż pozostajesz osobą naznaczoną TWOIMI własnym doświadczeniami i przez ich pryzmat spostrzegasz otaczający cię świat.
Kończąc ten mój wywód, wszystkim niedowiarkom, ironizomaniakom, zawodowym obmawiaczom życzę dozy realizmu i zakupu dobrego lustra, można wtedy dostrzec, że to nasze odbicie wcale a wcale takie ładne i równe nie jest a ta wewnętrzna brzydota zdaje się wyciekać na zewnątrz, porządnie zniekształcając nasze ja. Dużo lepiej się żyje Kochani kiedy w około zaczynasz dostrzegać dobre rzeczy, kiedy cieszysz się z drobnych sukcesów a w oczach dziecka odkrywasz zachwyt światem, tego zachwytu uczmy się od nich, warto zmieniać swoje życie i gonić za marzeniami, to one wyznaczają nam cele, to one nas uszczęśliwiają!
Cóż ja jestem szczęśliwa i choć wiele już w życiu przyszło mi doświadczyć i nie wszystko jest takie jakbym sobie życzyła, idę dalej nie patrząc na te "czarne wspomnienia", nikt nie powiedział, że życie jest łatwe!
Uff rozpisałam się :) a są pewnie osoby, które czekają z niecierpliwością na wyniki MY GIVEAWAY.
Nie trzymam dłużej w niepewności i wklejam wynik wybrany przez internetowy generator liczb :) ach tak sobie ułatwiłam życie ;)
Wygrana wędruje do...
Osoby z komentarza numer 6
Cieszę się tym bardziej, bo Paulina zamawiała już u mnie króliczka a teraz także zakładki do książek.
Paulina mam nadzieję, że na żywo podarunki spodobają ci się jeszcze bardziej.
Krówka Lucylla
Dawno temu, przeglądając pewien rosyjski blog dostrzegłam przepiękną krowę.
To była miłość od pierwszego wejrzenia bym rzekła, tak mnie oczarowało to krowisko, że obiecałam sobie, że jak tylko wprawię się w szyciu takową sobie sprawię.
Przyznam, że pracy przy niej jest sporo, ale efekt końcowy wzbudza ogrom satysfakcji :)
Proszę państwa krówka Lucylla we własnej - niezwykłej - osobie :)
To była miłość od pierwszego wejrzenia bym rzekła, tak mnie oczarowało to krowisko, że obiecałam sobie, że jak tylko wprawię się w szyciu takową sobie sprawię.
Przyznam, że pracy przy niej jest sporo, ale efekt końcowy wzbudza ogrom satysfakcji :)
Proszę państwa krówka Lucylla we własnej - niezwykłej - osobie :)
P.S
Wybaczcie mi te ciągłe zmiany w szablonie bloga ale wciąż szukam "swojego dizajnu" :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)